W zalewie mniej lub bardziej ekskluzywnych wydań bieżących kinowych hitów, przedświątecznie wypasionych boksów i tym podobnych atrakcji łatwo było przegapić znacznie skromniejsze edycje starszych i nowszych tytułów, które warto znać. Wyłuskałem je z ubiegłorocznej oferty dystrybutorów.
CO I DLACZEGO WARTO:
- "Adventureland" - bo autor wulgarnego "Supersamca" tym razem poleciał w nostalgię i już nie tylko śmieszy, ale i wzrusza (rewelacyjny soundtrack!).
- "Bunt" - bo to klasyka kina samurajskiego.
- "Cadillac Records" - bo to o Polaku tworzącym historię amerykańskiego bluesa i rock and rolla, ze świetnymi muzykami w rolach świetnych muzyków.
- "Harakiri" - bo to klasyka kina samurajskiego.
- "Kwaidan: Opowieści niesamowite" - bo to arcydzieło grozy innej od wszystkich niby-to-strachów znanych nam, marnym ludziom Zachodu.
- "Lady Snowblood" - bo Meiko Kaji ładnie śpiewa, wygląda i wymachuje mieczem.
- "Miłość Larsa" - bo wbrew pozorom to nie tylko oryginalny, ale też niegłupi i głęboko humanistyczny film o outsiderze (świetny Ryan Gosling) rozpaczliwie pragnącym miłości.
- "Rachel wychodzi za mąż" - bo Anne Hathaway w końcu nie zakłada korony ani nie ubiera się u Prady, za to gra wspaniale, a sam film porusza rzadko spotykanym autentyzmem.
- "Sklepik z horrorami" - bo to wciąż bawiący cormanowski klasyk (kręcony tylko dwa dni!) i okazja zobaczenia Jacka Nicholsona w dopiero trzeciej filmowej roli.
- "Suspiria" - bo to pierwsza część fascynującej trylogii o Trzech Matkach (ostatnia część - "Matka Łez" - wyszła u nas w 2008 roku; pozostaje czekać na środkową - "Inferno") autorstwa mistrza grozy Daria Argento.
- "The Rocky Horror Picture Show" - bo to NAPRAWDĘ dzieło kultowe (obecnie mocno nadużywane słowo), hołd dla glam rocka i klasycznych filmów grozy (Matko Boska, właśnie sobie uświadomiłem, że Susan Sarandon w nowym filmie Petera Jacksona gra już babcię!).
- "Upiorna noc Halloween" - bo to horror tęsknie spoglądający za latami 80., kiedy liczyły się jeszcze intrygujące urban legends, a nie tylko epatowanie obrzydliwościami.
- "Wielkie żarcie" - bo to krytyka konsumpcjonizmu, która nic nie straciła na aktualności.
- "Więzień nienawiści" - bo antyrasistowskie manifesty rzadko kiedy są tak mądre i emocjonujące, a Edward Norton rzadko kiedy jest TAK dobry (mimo że dobry jest zawsze).
- "Wściekłe psy" - bo debiutu Tarantino wstyd nie znać, a dwupłytowa edycja oferuje ponadto masę ciekawych dodatków.
- "Wyrolowani" - bo to najlepsza komedia o geekach od czasu "Napoleona Dynamite".
- "Zagrożenie dla społeczeństwa" - bo to klasyka kina czarnych i warto wiedzieć, jak zaczynali bracia Hughes (wkrótce na ekranach naszych kin ich najnowszy film).
Na koniec jeszcze wyróżnienie w kategorii Premiera Roku. And the winner is... trylogia o Panu Kleksie! Nasz rodzimy Dumbledore prawie nic się nie zestarzał. "Akademia..." wciąż wywołuje niemy zachwyt, "Podróże..." pozwalają poczuć smak przygody i tylko "...w kosmosie" człowiek trochę przysypia. Niemniej całość re-we-la-cyj-na.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz