wtorek, 26 stycznia 2010

Kultura testosteronu

Komunikat prasowy Warnera pozbawił mnie złudzeń co do poziomu polskiego kina rozrywkowego w najbliższych latach:

"Firma Warner Bros. Entertainment Polska zawarła umowę dotyczącą produkcji i dystrybucji filmów z wybitnym polskim producentem, scenarzystą i reżyserem filmowym, Andrzejem Saramonowiczem oraz jego firmą producencką San Graal. Zgodnie z umową w latach 2010–2011 partnerzy wyprodukują wspólnie co najmniej dwa filmy w języku polskim (...)".

Co najmniej dwa? O mój Boże, czyli może być ich więcej? Nie narzekałbym, gdybym wierzył, że Saramonowicz jest w stanie zaproponować nam coś poza "Testosteronem 2" i "Lejdis 2" (mogą być dla zmyłki pod innymi tytułami). Ale jakoś nie wierzę, sorry. Za to Richard J. Fox, wiceprezes Warner Bros. Picture International, wierzy z całą mocą:

"(...) Ogromnie cieszy nas możliwość udzielenia Andrzejowi Saramonowiczowi wsparcia przy wielu ciekawych projektach. Dzięki temu będziemy mogli wesprzeć polski przemysł filmowy i mieć istotny wkład w rozwój kultury polskiej (...)".

Przepraszam, ale rozwój czego? Kultury? KULTURY? K-U-L-T-U-R-Y? Czy my na pewno mówimy o tym samym Saramonowiczu? Niepewnie lurkam dalej tekst komunikatu. Tak, tym samym. Ego bez zmian:

"Warner Bros. to ikona światowego przemysłu filmowego. Współpracę z tak wybitną marką - dla której tworzyli i tworzą najznamienitsi giganci kina - traktuję jako niezwykłe wyróżnienie. To dla mnie również potwierdzenie, iż ryzykowna droga, którą wybrałem na początku kariery - robienie ambitnego kina dla szerokiej widowni - okazała się słuszna (...)".

Nie, panie Andrzeju. Nie, nie i jeszcze raz nie. "Ambitne kino dla szerokiej widowni" (choć oczywiście nie tak szerokiej jak pańska) to robi w tym kraju Marek Koterski. Pan z kolei nie robi nawet "nieambitnego kina dla szerokiej widowni". To działka Juliusza Machulskiego. Pan robi co najwyżej szmiry dla szerokiej widowni. Głównie tej szerokiej w barach, napakowanej testosteronem i ze swoimi wysolariowanymi lejdis przy boku. Tej, która może mieć istotny wkład w rozwój polskiej kulturystyki, ale na pewno nie kultury.

6 komentarzy:

  1. Moja reakcja była podobna. Miałem niezłego WTF jak przeczytałem o tym "Ambitnym kinie dla szerokiej widowni".

    Ach ten nasz Judd Apatow...

    PS. Z konsolą mogę doradzić bo mam obydwie. Tylko, że napisałem fajną odpowiedź porównującą ekskluziwy i mi się skasowała i musi mi się znowu zachcieć. W najbliższym czasie odpiszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. @W najbliższym czasie odpiszę.

    Trzymam za słowo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po niedawnej powtórce "Pół serio" stwierdzam, że ciekawą ironię stanowi fakt, iż Saramonowicz stał się częścią środowiska, które przed laty wyśmiewał. Krytyku, strzeż się ciemnej strony mocy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ba, od momentu przejścia na tę ciemną stronę Saramonowicz wyśmiewa z kolei krytyków; traktuje to zresztą jak stały element promocji swoich filmów, to musi być jakiś kompleks. Dobrze to podsumował Jakub Socha w notce tetrycznej:
    http://esensja.pl/film/filmy/obiekt.html?idobiektu=3135&rodzaj_obiektu=1

    PS. Witam tetryka imiennika na mym skromnym blogu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialna notka :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ambitne kino? Na pewno nie należy go szukać w tym filmie...

    OdpowiedzUsuń