Zupełnie przez przypadek, guglając egzotyczny wyraz "nazwiśnik", trafiłem na blog niejakiej Mruczin, gdzie odkryłem swój artykuł o Spike'u Lee, opublikowany kilka lat temu w "Ślizgu". Blogerka-blagierka dopisała jeden akapit o hip-hopie, zaktualizowała co nieco (gdy pisałem ten tekst, prezydentem USA był Bush, a Thierry Henry grał w Arsenalu), ale cała reszta jest skopiowana słowo w słowo!
No jak tak można...
czwartek, 25 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz