poniedziałek, 15 marca 2010

Turyńska masakra klarnetem



W Turynie grasuje karzeł mordujący młode kobiety przy użyciu m.in. klarnetu i według klucza z wierszyków inspirowanych "Folwarkiem zwierzęcym". Tak, pierwszą reakcją jest osłupienie, ale przecież Dario Argento nie do takich mindfucków nas przyzwyczaił. Groteskowość intrygi paradoksalnie działa zresztą na korzyść "Bezsenności" (2001), wzmagając jeszcze aurę enigmatycznych wizji i niedopowiedzeń. Film tak sugestywnie obnosi sznyt klasycznego giallo, że sen faktycznie jest ostatnią rzeczą, która mogłaby przyjść na myśl w trakcie seansu.

Jest tu atmosfera, którą można by kroić nożem i za kształt której należy pochwalić zarówno montażystkę Annę Napoli i sędziwego zdjęciowca Ronnie'ego Taylora (Oscar za "Gandhiego"), jak i niezawodnych muzyków z Goblina. Jest kapitalny zabieg narracyjny, każący widzowi kilkakrotnie zmieniać optykę postrzegania kolejnych bohaterek. Jest full frontal nudity i gore posunięte do ekstremum. Jest Max von Sydow z jednej i kompletne aktorskie niedojdy z drugiej strony - fuzja, której efektem jest konfuzja widza; też nie bez znaczenia dla klimatu całości.

To wszystko czyni z "Bezsenności" jeden z lepszych horrorów mistrza makabry w ogóle, a na pewno najlepszy w nowym milenium. Mając w pamięci "Giallo" (2009) - oby nie ostatni dobry.

12 komentarzy:

  1. Argento to czarna plama na mojej kinematograficznej mapie. Od jakich filmów najlepiej zacząć z nim przygodę? "Bezsenność" wrzucić sobie od razu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Śmiało, a jak Ci się spodoba, możesz sięgnąć po dowolny za wyjątkiem "Giallo" i "Upiora w operze".

    OdpowiedzUsuń
  3. Tenebre, Phenomena i The Bird With The Crystal Plumage to moje ulubione filmy tego reżysera. Bezsenności nie widziałem, ale brzmi interesująco. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fenomen Dariusza z Argentyny to jedna z niewielu rzeczy, których zasadności nie potrafię sobie nawet wyobrazić. Być może jestem zbyt nieczuły na tę formę kiczu. ;)

    Paradoksalnie, widziałem chyba wszystkie jego filmy, wciąż jeszcze bujam się w jego córce, uwielbiam "Tenebre", "Głęboką czerwień" i "Ptaka o kryształowym upierzeniu", ale absolutnie odmawiam mu jakichkolwiek królewskich tytułów. Od 1985 kręci gniota za gniotem.

    Ps. Gdyby mnie ktoś polecił rozpoczynanie przygody (bo to jest przygoda, że ho ho!) z filmografią Dariusza od "Bezsenności", obawiam się, że znielubiłbym nie tylko reżysera, ale i kino samo w sobie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Fenomen Dariusza z Argentyny to jedna z niewielu rzeczy, których zasadności nie potrafię sobie nawet wyobrazić

    Podobnie masz na przykład z Oscarami, prawda? Nie rozumiem tylko, dlaczego z dumą i poczuciem wyższości (popraw mnie, jeśli się mylę, ale właśnie tak to z boku wygląda) informujesz na blogu, że tegoroczną edycję, podobnie jak poprzednie, przespałeś? To faktycznie takie interesujące dla stałego/potencjalnego czytelnika?

    @Gdyby mnie ktoś polecił rozpoczynanie przygody (bo to jest przygoda, że ho ho!) z filmografią Dariusza od "Bezsenności", obawiam się, że znielubiłbym nie tylko reżysera, ale i kino samo w sobie. ;)

    Ja miałbym podobnie np. przy "Głodzie" McQueena ;-).

    OdpowiedzUsuń
  6. Uuu, czyżbym wkroczył na grząski grunt? Jest wręcz przeciwnie, Piotrze, na Oscary wyobraźni nadal mam aż nadto. Ale, żeby od razu duma i poczucie wyższości? Co najwyżej zrezygnowanie płynące z szeregu związanych z tą imprezą rozczarowań; od nazwisk nastoletnich gwiazdek wręczających poważne nagrody, po pominięcie w 'in memoriam' Farrah Fawcett.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Uuu, czyżbym wkroczył na grząski grunt?

    Dlaczego?

    @Co najwyżej zrezygnowanie płynące z szeregu związanych z tą imprezą rozczarowań; od nazwisk nastoletnich gwiazdek wręczających poważne nagrody, po pominięcie w 'in memoriam' Farrah Fawcett.

    Nie bardzo rozumiem, jak można się rozczarować imprezą przed jej zobaczeniem; jestem wręcz przekonany, że jeśli nie jesteś jakimś medium, jest to niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego grząski grunt? Ja nie wiem, może jestem ciut nadwrażliwy, ale wyraźnie się obruszyłeś tymi Oscarami i Argento (popraw mnie, jeśli się mylę, ale właśnie tak to z boku wygląda).

    Ps. W przypadku imprezy tak samopowtarzalnej jak Oscary, medium chyba być nie trzeba?

    OdpowiedzUsuń
  9. @Ja nie wiem, może jestem ciut nadwrażliwy, ale wyraźnie się obruszyłeś tymi Oscarami i Argento

    Może właśnie jesteś, bo od wyrażenia zdziwienia do obruszenia się daleka droga. Naprawdę nic mi do tego, co i kogo sobie lekceważysz, ale zapytać o powody chyba mogę, prawda?

    @W przypadku imprezy tak samopowtarzalnej jak Oscary, medium chyba być nie trzeba?

    No ale to tak, jakbyś napisał, że oglądanie kolejnych filmów Tima Burtona nie ma sensu, bo wiadomo, że w każdym Johnny Depp odstawia freaka. Od poprzedniej edycji Oscarów tę odróżniała np. oprawa, prezenterzy czy dość nietypowe jak na tę imprezę memoriały (dla horroru, dla Johna Hughesa), a w polskim studiu - goście. Ale tak - nadal, cholera, wręczali nagrody :-).

    OdpowiedzUsuń
  10. A zatem, jako Oscarów widz, wielbiciel (tu zgaduję) i komentator poczułeś się zlekceważony. Przykro mi, nie to było moją intencją.

    Jednego faktycznie żałuję - polskiego studia. No, ale żeby je obejrzeć (C+, right?) musiałbym się wznieść ponad lenistwo i sprawić, by mój telewizor odbierał jakiekolwiek kanały, choćby TVP.

    Ps. Różnice różnicami, ale przecież i tak chodzi właśnie o to, by Depp odstawiał freaka.

    OdpowiedzUsuń
  11. @A zatem, jako Oscarów widz, wielbiciel (tu zgaduję) i komentator poczułeś się zlekceważony.

    Ani zlekceważony, ani wielbiciel. Po prostu deprecjonowanie bądź co bądź najważniejszych nagród filmowych kojarzy mi się z nadętymi krytykami, którzy świata poza von Trierem i Almodóvarem (nawiasem mówiąc był w tym roku... jedną z gwiazd wręczających Oscary!) nie widzą. Ciebie za takiego krytyka nie mam, stąd szczere zdziwienie. That's all.

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmm, masz po części rację. Ale czymże są moje skromne, zamknięte w jednym zdaniu poglądy* w obliczu faktycznej rangi samej imprezy?

    Powyższy dialog uznam za cenną wskazówkę. Bo widzisz, z mojej perspektywy sprawa jest oczywista: oglądać się nie chciało, pisać się nie chciało. Tyle. A czyste sumienie związane z przespaniem Oscarów wynika raczej z faktu, iż zaskoczony wynikami nie byłem.

    * - bynajmniej nie lekceważące; to, że nie wyraziłem zainteresowania samą transmisją, nie znaczy, że rano nie sprawdziłem wyników i nie czytałem z zainteresowaniem podsumowań (w tym Twojego)

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń