czwartek, 29 kwietnia 2010

Talenty utopione w soku



"Juice" (1992) Ernesta R. Dickersona nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie funkcjonował w obiegu wideo pod nazwą "Miasto Aniołów 2". Ów tytuł nawiązywał do taniej sensacji wypuszczonej na rynek dwa lata wcześniej - "Miasta Aniołów" Erica Karsona z Olivierem Grunerem. Było to o tyle dziwne, że oba filmy mają zupełnie inne fabuły i bohaterów, a łączy je tylko to, że rozgrywają się w getcie. Co więcej - obraz Karsona to naparzanka z ulic L.A., zaś film Dickersona opowiada o losach czterech młodych przyjaciół z Harlemu.

Te zawirowania z nazewnictwem nie przeszkodziły jednak ludziom zafascynowanym hip-hopem wyłuskać film z zalewu wypożyczalnianego szajsu i uczynić zeń obiekt kultu. Czy słusznie? I tak, i nie. Ani reżyseria, ani scenariusz nie wybiegają tu poza ówczesny standard proponowany przez kino klasy B. Postacie nakreślono pobieżnie, nie zadbano też o uzasadnienie nagłej przemiany psychologicznej Bishopa granego przez 2Paca. Do tego dramaturgia rozwijająca się ruchem sinusoidalnym i rozczarowujące zakończenie. "Juice" nie wytrzymuje porównań z wczesnymi dokonaniami Singletona i braci Hughes. Broni się za to kapitalnym soundtrackiem (Eric B. & Rakim, Naughty By Nature, Cypress Hill) oraz zadziwiająco dobrym jak na tego typu produkcję aktorstwem.

"Juice" przeszedł do historii hiphopowej subkultury jako pierwszy film 2Paca (wcześniej artysta mignął tylko w maleńkim epizodzie komedii Dana Aykroyda "Same kłopoty" jako członek Digital Underground), ale dla mnie pozostaje ważny z innego powodu - nieprawdopodobne, ileż dzięki niemu ujawniło się talentów na filmowej mapie. I jeszcze bardziej niesłychane, ile z nich zostało niespełnionych.

Debiutował tu Omar Epps, do czasu "Brothera" Kitano wielka nadzieja czarnych, obecnie - po serii występów w kilku klapach - terminujący w telewizji u boku doktora House'a. Debiutował Khalil Kain, który wciąż - mimo niewątpliwych atutów aktorskich - nie potrafi się przebić do choćby drugiej ligi. W niewielkich rolach debiutowali George Gore II, późniejszy syn Malika Yoby z "New York Undercover", i Donald Faison ("Hoży doktorzy"). W epizodach błysnęło wiele gwiazd rapu, m.in. chłopaki z EPMD, którzy potem nie pojawili się już w żadnym filmie. No i sam reżyser Dickerson, który nigdy później nie nakręcił nic lepszego. Wygląda na to, że "Juice", nie wiedzieć czemu, wycisnął z nich wszystkich pierwsze i zarazem ostatnie... soki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz