wtorek, 7 grudnia 2010

Hell no!



To miała być, zdaje się, jakaś grindhouse'owa wersja "Easy Ridera", ale skończyło się na niezamierzonej parodii. "Hell Ride" napisał, wyprodukował, wyreżyserował i jeszcze bezczelnie obsadził się w roli głównego macho (mimo aparycji Tima Allena po lobotomii) niejaki Larry Bishop - facet pod każdym względem wielce nieutalentowany. Tabuny nagich Latynosek pomagają przetrwać seans, aczkolwiek i tak wymieniłbym je wszystkie na jedną odzianą Salmę Hayek.

Nie polecam!

2 komentarze:

  1. ło Jezu miałem wielką nieprzyjemność obejrzeć ten krap. A już sam fakt, ze główny bohater nazywa się pistoleiro powinien mnie odstraszyć!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wyszło, to już wiemy. Film po prostu niewart jakiejkolwiek uwagi.

    OdpowiedzUsuń