No i za namową Flinta wbiłem się wreszcie na Facebooka. Ponoć mi się tam spodoba. Zobaczymy, aczkolwiek póki co jedyne wrażenie, jakie odnoszę, jest takie, że ucierpi na tym blog. Tak czy siak, przyda się poznać nieco środowisko FB od środka przed filmem Finchera...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
to dobrze, bo właśnie chętnie chciałam pomówić z tobą o bleku ;) poszukam na fb w takim razie.
OdpowiedzUsuńOj, fejsbuk wciąga widzę. To już tydzień bez notki na blogu. Za dobrych czasów (bo wiesz, czasy są teraz złe, ogólnie wszystko jest be) nie do pomyślenia. ;)
OdpowiedzUsuńNie do końca to wina fejsbuka, Piotrze. Ma na pewno w tym swój udział, aczkolwiek niewielki, szczerze. To raczej wina tych złych czasów - zupełnie serio.
OdpowiedzUsuńNo ale wróci ten blog, nie?
OdpowiedzUsuńWcześniej niż Twój :-).
OdpowiedzUsuńPrzecież mój jest cały czas aktywny
OdpowiedzUsuńAle z przerwami typu 10 kwiecień - 10 maj :-).
OdpowiedzUsuńPrzeciągnąłem żałobę po prostu.
OdpowiedzUsuń