poniedziałek, 8 marca 2010

Emocje oscarowej nocy



Wbrew pozorom były całkiem spore. Za oprawę tegorocznej ceremonii odpowiadał Adam Shankman, reżyser i choreograf m.in. "Lakieru do włosów", dlatego spodziewałem się rozbuchanej scenografii i wielu numerów musicalowych. Nic z tych rzeczy. Poza fragmentem z tancerzami z "You Can Dance", prezentującymi układy do najlepszych nominowanych ścieżek dźwiękowych, impreza była raczej statyczna. Co nie znaczy, że nudna. Steve Martin i Alec Baldwin zgrabnie i trochę z cienia prowadzili imprezę, nie uciekając się do tańca czy śpiewu, tylko lekko i bez przegięć dowcipkując z nominantów i gości. Znakomicie sparodiowali sceny łóżkowe z "Paranormal Activity".

Nie był to zresztą jedyny akcent horrorowy. Mistrz Roger Corman otrzymał ogłoszonego już w listopadzie ubiegłego roku Oscara za całokształt twórczości, a prawdziwy hit i dla mnie osobiście najlepszy moment całej nocy stanowił montaż scen z kultowych horrorów. Zobaczyć w trakcie gali oscarowej laleczkę Chucky, Jasona Voorheesa, Freddy'ego Kruegera, Leatherface'a, a nawet Pinheada i Leprechauna - bezcenne. Tylko co tam robił wycinek ze "Zmierzchu" czy "Księżyca w nowiu"?

Między innymi dzięki takim smaczkom chyba pierwszy raz oscarowy show w ogóle mi się nie dłużył. Cztery godziny zleciały jak z bicza strzelił. Bez wątpienia ożywcze były liczne niespodzianki - statuetka za scenariusz adaptowany dla Geoffreya Fletchera ("Precious"), za dźwięk, montaż efektów dźwiękowych i montaż dla twórców "The Hurt Locker" (chyba mało kto się spodziewał, że "Avatar" - nagrodzony jedynie za zdjęcia, scenografię i efekty specjalne - nie zgarnie chociaż w kategoriach technicznych całej puli), za najlepszy animowany film krótkometrażowy dla "Logoramy" (zamiast zwyczajowo dla "Wallace'a i Gromita"), za najlepszy film zagraniczny dla argentyńskiego "El secreto de sus ojos" (zamiast faworyzowanych "Białej wstążki" lub "Proroka").

No i crême de la crême, czyli Oscary za scenariusz oryginalny, reżyserię i najlepszy film dla "The Hurt Locker". Odczucia? Mieszane. Z jednej strony zawód, bo jak wiadomo kibicowałem "Avatarowi", który już przez wzgląd na sam technologiczny przełom zapisze się większymi głoskami w historii kina niż stosunkowo skromny, znakomity, choć w żadnym razie nieprzełomowy dramat wojenny Kathryn Bigelow. Jednak z drugiej strony - pewna mimowolna satysfakcja, którą odczuwam zawsze, gdy Dawid wygrywa z Goliatem.

18 komentarzy:

  1. A Królik po berlińsku? Szkoda go...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wspomniałem o tym w podlinkowanym wyżej esensyjnym newsie, choć przyznam, że przegrana "Królika" jakichś większych emocji we mnie nie wzbudziła; sama nominacja to już sukces, Konopka został zauważony i cóż - oby miał równie dobre lub lepsze pomysły na następne filmy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tradycyjnie beznadziejne było polskie studio na Canale. Dwóch przemądrzałych, zestresowanych gogusiów z koszmarnym Oleszczykiem na czele. Nigdy nie podejrzewałem że to napiszę: Wróblewski wróć!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja nie odniosłem tak złego wrażenia. Jakoś mnie Panowie Oleszczyk i Mikurda nie ruszyli ani negatywnie, ani pozytywnie, byli idealnie przezroczyści. Wolę tak od Wróblewskiego, przynajmniej nie mylili filmów i nie podkreślali co chwilę, jakie to Holywood jest okropne, a kino europejskie wybitne.

    OdpowiedzUsuń
  5. W pewnym sensie byli nawet zabawni, po swojemu teoretyzując, i stanowili trochę kontrast z prowadzącą, która wszystko fajnie, ale cały czas: bukmacherzy stawiają tu na tego, tu na tamtą :)

    Co do Królika - jasne, nominacja to jest sukces, ale ta kategoria nagradza filmy, a nie autorów, więc nawet jeśli Konopka jako młody autor może się cieszyć z pokazania się za oceanem i wyrabiać sobie opinię/tworzyć oczekiwania wobec siebie na przyszłość, to jednak jego film jest tu i teraz i jako taki powinien zostać nagrodzony, bo jak najbardziej zasługiwał.

    Logorama - nagroda w pełni zasłużona. W&G oczywiście też mogli wygrać, ale - jak ktoś gdzieś napisał - to przecież już było nie raz.

    Bardzo dobrze wypadła Sandra Bullock, dziękując za statuetkę - i wzruszenie, i nie zapomniała, co chciała powiedzieć, i pożartowała, i pokomplementowała konkurentki -- bardzo mi się podobało, klasa. I jak się wyróżniła z grona wszystkich innych nagrodzonych, którzy wypadli przy niej strasznie blado (w ogóle to gdzie są odbierający nagrody pokroju Benigniego???).

    Słaby numer rozpoczynający galę. Pan za cicho śpiewał (w stosunku do muzyki), nic nie zrozumiałem.

    Martin i Baldwin jako prowadzący - para dziadków. Niezły kontrast z Miley Cyrus (btw. okropnie wyglądała w tej swojej sukience - w ogóle, jakby pierwszy raz wskoczyła wieczorowy outfit) i chłopakiem ze Zmierzchu (pewnie ten sam powód, dla którego ten wręczał Oscara, stał z dołączeniem Zmierzchu do horrorowego kolażu). Ale jednak chyba wolałem zeszłorocznego Jackmana, przedstawiającego wszystkie filmy w piosence-szoł z rekwizytami. Tegoroczni prowadzący zaskoczyli bezpośrednim, mało subtelnym kpieniem ze wszystkich - pozwolili sobie na takie "chamskawe" żarty z uwagi na swój wiek? ;) Ale kilka dowcipów nawet rozśmieszyło, więc niech będzie, że jakoś wyszło. W przyszłym roku chętnie widziałbym jednak kogoś młodszego w roli gospodarza.
    W tym roku w ogóle nie było wstawek przypominających historię Oscarów - może dlatego w tym roku wyszło w miarę sprawnie i bez wrażenia nudnej rozlazłości?

    Wierzbi

    OdpowiedzUsuń
  6. @jego film jest tu i teraz i jako taki powinien zostać nagrodzony, bo jak najbardziej zasługiwał

    Jesteś o tym absolutnie przekonany? Widziałeś pozostałe nominowane filmy? Ja niestety nie, więc powstrzymam się od głosu.

    @Ale jednak chyba wolałem zeszłorocznego Jackmana, przedstawiającego wszystkie filmy w piosence-szoł z rekwizytami

    Tak, Jackman był w porządku, ale co mógłby pokazać w tym roku poza ponownym odstawianiem Freda Astaire'a z rekwizytami? Steve Martin może nie był szczególnie subtelny, racja, niemniej pozytywnie mnie zaskoczył stonowaniem; sądziłem, że będzie pajacował, jak ostatnio często mu się zdarza, ale się powstrzymał (albo powstrzymali go producenci show).

    @W tym roku w ogóle nie było wstawek przypominających historię Oscarów

    Była jedna na samym początku, z "Casablanką". Ale ogólnie fajnie, że ustąpiły miejsca np. tak fantastycznemu miksowi horrorów. W sumie mogli się jeszcze pokusić o podobny montaż z kultowymi filmami SF - okazja była jak nigdy - dwa nominowane do głównej nagrody pewnie nieprędko się powtórzą.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cała ceremonia moim zdaniem bez polotu. Rok temu było dużo lepiej. Prowadzący byli całkiem śmieszni, ale jeśli chodzi o inscenizacje i cały show to bez żadnych rewelacji. Mogłoby być znacznie lepiej gdyby zatrudnili cohena, a takto to tylko stiller się wyróżniał w kostiumie navi. Studio Canal+ moim zdaniem ok. Nie było żadnych wtop, no i potrzebną wiedzę panowie mieli.

    Jeśli chodzi o przyznane nagrody to The Hurt Locker był pewniakiem. Mam jednak przeczucie, że gdyby tego filmu nie było Precious zgarnął by Oskary w najważniejszych kategoriach, a nie Avatar. Można tak wywnioskować po zaskakującej nagrodzie dla Fletchera za scenariusz.

    OdpowiedzUsuń
  8. @jeśli chodzi o inscenizacje i cały show to bez żadnych rewelacji

    Tak sobie myślę, że może właśnie dlatego, że nie zrobili z tego jakiegoś "Tańca z Gwiazdami", tylko wieczór przyznania nagród, podobało mi się bardziej?

    @tylko stiller się wyróżniał w kostiumie navi

    Och, miałem na końcu klawisza i w końcu zapomniałem wspomnieć w notce, pewnie wskutek nieprzespanej nocy. Tak, był kapitalny.

    @Jeśli chodzi o przyznane nagrody to The Hurt Locker był pewniakiem

    W kategoriach technicznych? Wcale. Jako film roku? Jakieś pół na pół, choć częściej obstawiany był "Avatar". Jednak niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Tak, był kapitalny.

    http://entertainment.malaysia.msn.com/awards/photos.aspx?cp-documentid=3929231&page=14 !!!

    OdpowiedzUsuń
  10. @http://entertainment.malaysia.msn.com/awards/photos.aspx?cp-documentid=3929231&page=14 !!!

    Super, ale wolałbym przeczytać, jak przyjąłeś porażkę "Avatara", bo Tobie, zdaje się, "Hurt Locker" się nie podobał?

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie, że zaraz nie podobał. To dobry film. Świetnie trzyma w napięciu i fajnie pokazuje uzależnienie od adrenaliny głównego bohatera. Tylko, że krytycy dorabiają przesadnie mu tych znaczeń. Porównują do "Full Metal Jacket" itp. To ja uważam, że już ważniejszym filmem (anty)wojennym był "The Messenger". Porażkę "Avatara" przyjąłem ze spokojem, bo już raczej byłem z tym pogodzony. Nie wiem skąd w tobie ta niepewność co do zwycięzcy(zazdroszczę!), ale dla mnie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały właśnie, że to "The Hurt Locker" zdobędzie najważniejsze Oscary.

    Miło mnie za to zaskoczyła nagroda za zdjęcia dla "Avatara" i za scenariusz dla "Precious".

    Ceremonia była przyjemna(tribute dla Hughesa i Cormana), a panowie prowadzący się sprawdzili. Panowie w studiu byli przygotowani i zainteresowani(jak sobie przypomnę Łosskot...). A i tłumacz też lepszy niż ostatnio. Szkoda tylko, że nie wpuścili Sachy Baron Cohena, ale poza tym to nie ma co narzekać. :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. @dla mnie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały właśnie, że to "The Hurt Locker" zdobędzie najważniejsze Oscary

    Jakie to znaki?

    @tribute dla Hughesa

    Ojej, muszę sobie kupić Bilobil, przecież to kolejny kapitalny fragment gali! Dochodzę do wniosku, że to naprawdę była najlepsza ceremonia od wielu lat, skoro było tyle dobrego, że aż z wrażenia połowy nie pamiętam :-).

    OdpowiedzUsuń
  13. @Jakie to znaki?

    Po Złotych Globach "The Hurt Locker" zaczął zgarniać nagrody w najważniejszych kategoriach.

    @ Dochodzę do wniosku, że to naprawdę była najlepsza ceremonia od wielu lat.

    No, ale szkoda w sumie, że akurat musiał "The Hurt Locker" wygrać. Poza "W chmurach", "The Blind Side" i "Precious" to bym każdy inny nominowany film wolał. Przecież "Odlot", "Bękarty" czy "Dystrykt 9" to o wiele lepsze filmy. Nawet ten ostatni nie dość, że bardziej nowatorski to nawet komentarz ma wyraźniejszy i ciekawiej pokazany niż u Bigelow. Mówi się, że o za 20 lat o "Avatarze" wszyscy będą pamiętać, a o "The Hurt Locker" już niekoniecznie. Ja bym poszedł dalej nawet. Za 20 lat to więcej ludzi będzie pamiętać też "Dystrykt 9, "Bękarty wojny", "Odlot", a może nawet i "An Education". :-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Avatar zdobył Złotego Globa, który wielkiego znaczenia nie ma bo jest przyznawany przez małą grupę dziennikarzy. Jeśli spojrzysz na nagrody amerykańskich stowarzyszeń to tak naprawdę ich lwią część zdobył The Hurt Locker. Więc, tak ten film był faworytem nawet w kategoriach technicznych, dżwięk napewno, ja nawet typowałem zdjęcia. Jęśli chodzi o montaż efektów dźwiękowych to myślałem, że dostanie Avatar. Pozytywne zaskoczenie, że nagrodę za zdjęcia odebrał Fiore. Nie myślałem, że akademia na to pójdzie bo przecież 60% filmu do obrazki generowane komputerowe.

    Jeśli chodzi o show, to ja jednak wolę bardziej wystawną ceremonię z Hugh Jackmanem. Niektóre fragmenty poprostu były za długie. Jak te prezentacje aktorów na końcu. W zeszłym roku jakoś to lepiej wyszło.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Avatar zdobył Złotego Globa, który wielkiego znaczenia nie ma bo jest przyznawany przez małą grupę dziennikarzy

    Ale bardzo często przekłada się na najlepszy oscarowy film. Ja nie twierdzę, że "The Hurt Locker" nie był w ogóle faworyzowany, twierdzę, że był wespół z "Avatarem", jakieś fifty-fifty, jednak wielu dziennikarzom, krytykom, widzom wydawało się nierealne, by Akademia mogła pominąć najbardziej kasowy film wszech czasów, najgłośniejszy film roku, najbardziej spektakularny film roku, najbardziej rewolucyjny film roku itd., itp.

    OdpowiedzUsuń
  16. @Jesteś o tym absolutnie przekonany? Widziałeś pozostałe nominowane filmy? Ja niestety nie, więc powstrzymam się od głosu.

    Nie, nie widziałem kontrkandydatów.
    Ale o zwycięzcy wiki pisze: http://en.wikipedia.org/wiki/Music_by_Prudence#Synopsis
    Historia na pewno wzrusza, ale myślę sobie, ze to po prostu _kolejna_ wzruszająca historia. A Królik to jednak zajebisty, oryginalny pomysł, świetnie zrealizowany na dodatek. Kolejna wzruszająca historia o walce z przeciwnościami losu vs. zajebisty pomysł oparty na przecież też ważkich kwestiach - dla mnie jasne, co bardziej warto nagrodzić.

    Tributy rzeczywiście fajne, ale nie wiem, czy pokazywanie na scenie Culkina, który wyglądał jakby właśnie skończył odwyk dla narkomanów, było takim świetnym pomysłem :)

    No i w animacji - bardzo żałuję, że Lis nie wygrał. Up nie był zły, ale w porównaniu z Lisem jednak odpada (o animacji czytałem dyskusję w komciach u mrw, wiem, że Ty wolisz Up :))

    Wierzbi

    OdpowiedzUsuń
  17. @wiem, że Ty wolisz Up

    Jako FILM (emocje, odniesienia do osobistych przeżyć) wolę "Up". Jako ANIMACJĘ (technikę) wolę "Lisa". Dla mnie to dwa różne wybitne dzieła, do których mało co z aktorskich mogło się w zeszłym roku równać. Do tego "Lis" stanowi powód, dla którego chciałbym agitować za Oscarem za dubbing - Clooney był FE-NO-ME-NAL-NY!

    OdpowiedzUsuń
  18. Z tym dubbingiem prawda - i to nie tylko Clooney :) I can fit through there. You wanna know why? Because I'm LITTLE! syna Pana Lisa rządzi!

    Wierzbi

    OdpowiedzUsuń